Jakos nie sluzy nam gruzinskie jedzenie, polska flora jelitowa zdecydowanie rozni sie od tutejszej. Najpierw ja przed 2 dni walczylam z bolem brzucha, od dzis Tomek. Dobrze, ze wzielismy leki z Polski. Zapomnielismy tylko o nifuroksazydzie. Niby lek stary i nieskuteczny, ale my jakos w niego wierzymy.. Zwlaszcza w podbramkowych sytuacjach. Kiedy idziemy do apteki poprosic o jedno opakowanie, panie za okienkiem nie moga pojac o co chodzi. Mimo, ze mowimy nazwe substancji czynnej, piszemy ja na kartce, one dalej wymieniaja: loperamid, imodium. W koncu udaje sie. Opozniamy nieco nasz wyjazd do Kazbegi, ale jedziemy. Na Didube wsiadamy do marszrutki - jakos tu wygodniej i wiecej miejsca na nogi niz zwykle. Fotele z rosyjskiego Neoplana, choc stare, to wygodne. Wsiada z nami trojka Polakow, mieszkali w tym samym hostelu. Jada zorganizowana ekipa szukac ciala Polaka, ktory zaginal w gorach w zeszlym roku. 2 ciala zostaly juz znalezione, jedno jeszcze nie. W hostelu przypadkowo, zamiast wody Borjomi kupuja czacze w butelce Borjomi. Taki niefart;)
Droga Wojenna bardzo malownicza, ale chyba nie z tego powodu butelka Borjomi nie wytrzymuje cisnienia w rekach Mateusza i pęka. Cala zawartosc wylewa sie na jego spodnie. Upijamy sie samym zapachem ;)
Kazbegi to nazwa rosyjska, pochodzi od nazwiska urzednika, ktory mieszkal w miejscowosci i stlumil powstanie antyrosyjskie w latach 20. XX wieku. Zwiazek Radziecki w ten sposob uhonorowal jego "chwalebne" czyny. W XXI wieku powrocono do nazwy Stepancminda, aczkolwiek nie slyszalalam, zeby ktorykolwiek Gruzin choc raz powiedzial "gruzinską" nazwe.
Na jedna nocke logujemy sie u Mai Sujashvili i zamierzamy ruszyc do Cmindy Sameby. Nie obedzie sie jednak bez herbatki i nalesnikow od Mai i jej synowej. Tomek zostaje dodatkowo ugoszczony herbatą ze swiezej miety. Poznym popoludniem wyruszamy, tak zeby zdazyc wrocic przed zmrokiem. Pieknie sie szlo, acz troche sie zmeczylismy... Jestesmy zachwyceni widokiem.