Jedziemy do Mtsketchy. Z dworca Didube co chwile odjedzaja marszrutki, choc znalezienie miejsca, gdzie stacjonuja do latwych nie nalezy. Na szczescie T. swoim łamanym rosyjskim juz w kolejnej sytuacji radzi sobie swietnie. Bilet 1GEL/os. w jedna strone. Driver wyrzuca nas gdzies pod miasteczkiem, gdzie dopada nas kilku taksiarzy. Robimy deal - do Monastyru Dżwari placimy 12 lari (taksiarz mowi, ze nie lubi Rusków i od nich tnie wiecej). Ciekawe. Monastyr wart zobaczenia. I te oszalamiajace widoki na miasteczko oraz ujscie Aragawi do Mtkwaro. Co prawda w folderach o Gruzji kolory ladniejsze, ale dzisiaj zdjecia bez photoshopa nie uswiadczysz...
Wracamy do miasteczka, zwiedzamy Karedrę Sweti Cchoweli i zespół klasztorny Samtawro- warto zobaczyc oba koscioly, choc dzisiejsza pierwsza atrakcja jak na razie jest nie do pokonania.
Jest 13.00 - sadzilismy, ze miasteczko zajmie nam duzo wiecej czasu. Odwiedzamy Informacje Turystyczna (duzo lepiej zaopatrzona niz w stolicy) i postanawiamy pojechac do Gori oraz Uplisyche; o ile zdazymy. Wracamy do Tbilisi (nie ma polaczen marszrutkowych bezposrednio z Mtschkety do Gori, jest tylko jeden pociag ok 17.00). Na Didube lapie nas taksiarz. wiedzac ze marszrutka kosztuje 4 lari, przyjmujemy jego oferte za 5 lari/os. - bedzie szybciej. I rzeczywiscie. Wysadza nas pod Muzeum Stalina na ulicy Stalina w Gori. Placimy za wstep i dyskretnie dolaczamy sie do grupy Amerykancow, ktorzy wynajeli przewodnika.
Co do biletow wstepu - sa niewspolmiernie drogie w stosunku do tego, co Muzeum oferuje. Dodatkowo kaza sobie placic za zwiedzenie wagonu, ktorym podrozowal Stalin. Szczesliwie w muzeum honoruja zielone polskie legitymacje studenckie! Czyli zamiast 15 placimy po 10 lari/ os. Jesli chodzi o pociag Stalina- jechal nim m.in na konferencje do Jałty. Ponoc bal sie podrozowac samolotem - myslal, ze ktos go zestrzeli. Gdzie tylko mogl, jechal samochodem lub pociagiem. Ostatni raz w swoim wagonie jechal w 1952 roku.
Wizyta trwa na gorke 2 min - kosztuje 5 lari.
Moje wrazenie o muzeum - bardziej niz bardzo negatywne. W oczach nawet pracownikow muzeum Stalin dorasta do miana szanownego obywatela miasta! Stalin byl Gruzinem, naprawde nazywal sie Dziwaniszwili; jego pozniejsze, nam znane nazwisko to pseudonim.
O tym, ze byl morderca, dyktatorem nawiazuje tylko jedna salka pod schodami. Tam rowniez zamieszczone jest kilka (!) zdjec z ostatniej wojny w 2008.
Dramat.
Ciezko mi zrozumiec mentalnosc Gruzinow w takich sytuacjach. Wojska rosyjskie weszly do miasta w 2008 roku, a mieszkancy Gori (mam nadzieje, ze nie wszyscy), po zaledwie 6 latach mowia o tym okresie z takim spokojem. Opornie, ale zaczynam rozumiec dlaczego tak jest... Oprocz muzeum (ktore jakies dochody pewnie przynosi, bo nawet nie ma toalety, wiec odchodza koszty zwiazane z zakupem mydla i papieru toaletowego), to miasto beton. Swoje lata swietnosci obstawiam na lata 50. i 60. XX. wieku. I to pewnie byl czas prosperity dla miasta. A teraz - kompletna stagnacja.
Przy stawianiu muzeum zrownano z ziemia ulice zostawiajac tylko domek, w ktorym mieszkal Stalin jako dziecko. Taka mala popierdółka wsrod betonu, sierpow i mlotow..
Ale zakoncze juz ten temat.
Na dworcu aurobusowym udaje nam sie zlapac taksiarza na transport do Uplisyche. To ok. 25 km w dwie strony. W Pascalu pisza, ze przekazd kosztuje 30lari. Udalo sie stargowac do 17lari. Wejscie - 1 lari/os. (znow skuteczna okazala sie polska legitymacja studencka). Skalne miasto godne zwiedzenia. Uwielbiam skakac po skalach ;) tutaj trzeba bylo uwazac na jaszczurki, bylo ich mnostwo. Żmiji na szczescie nie bylo. Za 3 lari/os. wrocilismy marszrutka o 19. do Tbilisi. Czas na obiado-kolacje. Z lemoniada oczywiscie :)