A jednak...
Na calej trasie - krowy, swinie i konie wzdluz i na srodku drogi. Driver jedzie jakies 120km/h, tez przez teren zabudowany. Docelowo jedzie nas 25 osob w fordzie transicie. Dramat. Wymeczenie osiagamy cel - Tbilisi. Z malym poslizgiem docieramy do hostelu. Nikt z localsow spotkanych po drodze nie wie gdzie to. Hostel Villa Opera ul. Bogvi 5.
Idziemy na kolacje - zaczerpniety z Pascala ades znanej w Tbisi sieciowki z tradycyjnym jedzeniem. Zamawiam starter - serki, smazone kulki nie wiem z czego i warzywa; potem khinkali z ziemniakami. Postanowilam, ze miesa tu wiecej nie zjem... Patrzac na to, co swinie i krowy jedza po drodze - skutecznie mnie to zniechecilo. Jedzenie srednie, Tomka rowniez. Moze chaczapuri smakowaloby lepiej. Lookamy po dodze na Aleje Rustawelego, Liberty Square (na placu znajduje sie Informacja tyrystyczna, przeniesiona z niedalekiego Muzeum Narodowego), do starowki nie dochodzimy, bo nas nogi bola.
Po porannych wojazach nie mamy wiecej sily..